top of page

Państwo chamstwo polskie

"Ludowa historia Polski" w Teatrze Nowym to żadna książka na scenie, ale teatr per se. Piotr Pacześniak (reżyseria) i Wera Makowskx (dramaturgia, opracowanie tekstu) odbijają się od Leszczyńskiego i jego książki i idą w swoją stronę. Że wychodzi to tak 50/50, to inna sprawa.


Najważniejsze, iż rozbrojony zostaje główny problem, że podmiot, o którym się w książce prawi, nie ma, zresztą na ogół w "ludowych historiach", głosu ani reprezentacji. Napisał ją członek elity intelektualnej w znacznym stopniu dla tejże elity lub tych, którzy do niej aspirują. Teatr czy problem jeszcze bardziej piętrowym: oto wyposażony w odpowiedni kapitał kulturowy student elitarnego kierunku w elitarnej krakowskiej szkole reżyseruje książkę "o ludzie" dla widowni, która tym samym kapitałem dysponuje w stopniu przynajmniej intermediate (ile procent mieszkańców tego "pszennego kraju" chodzi do teatru, co jest barierą, nie będę nawet przypominał). Problem, jak padło wyżej, jest rozbrojony, bo książka jest tylko punktem wyjścia do spektaklu. A co się w nim dzieje?


"Ludowa historia Polski", fot. HaWa . mat. Teatru Nowego im. Dejmka


Dwa pytania stale wracają na scenie: o tożsamość i o normalność (także: o szansę na nią, dziś, jutro). Dlatego aktorzy mówią prywatnym tekstem o swoich przodkach lub o tym, że ich nie znają, o brzmieniu nazwisk etc. Mamy zastanowić się, ale nie czy jesteśmy "chłopami" albo "panami", tylko w ogóle KIM jesteśmy. I CO się składa na nasze o sobie myślenie i myślenie innych o nas. O tym to jest. I jeszcze o tym, co zrobiła / robi z tym historia jako dziedzina wiedzy, jako przedmiot szkolny i ta Historia pisanej wielką literą. Aktorów zsuwa ze sceny taran z ludzi kroczących z dziarskimi zaśpiewami nie dla naszej satysfakcji, że tacy oni prości i brutalni, a my to kulturalne państwo. To, co złożone i z natury wieloznaczne jest tu zderzane z wszelkimi systemami ujednolicającymi. I z Historią. Tylko że nic nie jest takim, jakim się wydaje - ani czarno-białe, ani biało-czerwone.


Scena ze składnią zdań jak z Gombrowicza jest rzeczywiście brawurowa. Chamstwo państwu czapkę, a czapka państwa w państwie itd. Obracanie i odbijanie tych słów jako sposób na pokazanie to presji „państwa”, to zaś (samo)obrony „chamstwa”. Więcej wyrażają tu jednak nie państwo (Pan i Pani, grają Dąbrowski i Jackowska), ale stojące w roboczych kombinezonach "chamstwo" (Sosnowski, Lehman, Gosławski). Gdy nie rozumie ono, czego się od niego oczekuje, to broni się jak przed tym, co dla niego sztuczne i nienormalne. Perspektywa ta pokazana jest jako powszechna i ogólnoludzka, a presja - jako ponadczasowa.


Gdyby stawianie kolejnych pytań i odkrywanie innych ukrytych lub wmówionych tożsamości nie załamywało się w połowie spektaklu, byłoby jeszcze lepiej. Kończy się to w okolicach sceny z "tatuowaniem" kulawego znaku Polski Walczącej na plecach, czyli manii "oznakowywania" się i przyjmowania jakichś kolejnych "tożsamości", czasem przez modę, rzadko ze świadomością wszystkich kontekstów. Jak wątpliwe, ale i pangraniczne, są takie wyobrażenia, to wykpiwa scena z parą francuskich "oświeceniowych mężów" (Dąbrowski, Jackowska), oglądających ówczesne państwo polskie przez „uczone” stereotypy. Potem kończą się niespodzianki i w tym układzie autonomicznych scen zaczyna się zamazywanie sedna przedstawienia - typowy objaw scenicznego przesytu i gadulstwa (co złego byłoby w krótszym spektaklu?). Po co jest to jakby puszczanie oka do Smarzowskiego z poniżaną panną młodą, która zobowiązuje się, urodzi "wyższemu klasowo" małżonkowi kolejne pokolenia nierobów i kiboli? Twórcy spektaklu czują potrzebę silnego symbolu i obrazu na finał, ale spektakl pada tej potrzeby ofiarą. Kierunek powinien chyba być inny. Ten z burleskowego filmu Jagny Nawrockiej (ASP Łódź) z kapitalnie grającym w nim Przemysławem Dąbrowskim. Kiedy w pastisz, pokazujący fałszywą tożsamość człowieka z miasta, przedstawiciela klasy średniej, tę zbudowaną na czynieniu z inności mody i gadżetu, wkracza Tajemnica. Całe mieszkanie takiego człowieka pełne jest gadżetów i symboli "multi-kulti", sterylne przy tym jak z katalogu Ikei, zwyczajem jest mówić tu "ze znawstwem" o kawie i celebrować podobne drobne chwile. Tylko co jakiś czas pod sufitem pojawia się czarna dziura, z której wypada... TO. Tym czymś jest menora...


[20.09.2021]


Ocena Pudla: (4/5)




Przeczytałeś_przeczytałaś? Jeśli uważasz, że miało to dla Ciebie wartość, będzie mi miło, gdy postawisz mi kawę: buycoffee.to/pudelteatralny

Comments


bottom of page